piątek, 14 sierpnia 2015

Preludium

Każdy z nas zna takie utwory, które zmieniają nasze życie. Wywołują określone uczucia czy emocje, przypominają nam o różnych miejscach, sytuacjach lub osobach. Niektóre wyciskają łzy, inne wprawiają w stany euforyczne. Nieświadomie zmieniają otaczający nas świat i jego postrzeganie.

Pierwszy raz usłyszał ten utwór gdy był jeszcze szczeniakiem. Do dzisiaj ma tę płytę, na której go znalazł. Była to składanka Metal Hammera z kwietnia 1999 roku. Pierwsza, którą zakupił kiedykolwiek, zaczynając dopiero swoją samotną wyprawę w świat mrocznych dźwięków, ostrych gitarowych riffów, wywrzeszczanych partii wokalnych i kanonady perkusji, zlepiających się razem w energię. W magię.

Wtedy nie słyszał o zespole Anathema. Nie wiedział jeszcze, że nazwa ta pochodzi z języka greckiego i oznacza ekskomunikę. Nie wiedział, że grupa ta zaliczana była niegdyś do prekursorów doom/gothic metalu, a jej pierwsze demówki bywały na tyle siermiężne do słuchania, że nie zostałby ich fanem jeśli zacząłby swoją przygodę w tamtych latach. Nie znał nawet słów tego utworu a raczkujący wtedy wujek internet nie mógł jeszcze pomóc w ich rozszyfrowaniu i zrozumieniu.

Utwór ten ujął go swoimi zmianami tempa, ekspresyjnym wokalem i nastrojem, jaki mu towarzyszył. A wszystko zaklęte zostało w magiczne 3 minuty. To przecież tak mało czasu. Ale tym gościom udało się zawrzeć w nich wszystko czego szukał w muzyce.

Emocje.

Dopiero po latach, po licznych zawodach życia, upadkach, depresji, atakach wszechogarniającej i irracjonalnej paniki, zaczął rozumieć geniusz i siłę tego utworu. Tak jakby już wcześniej wiedział, że jest on jego częścią. Częścią życia każdego wrażliwego i czującego człowieka na tej ziemi. Jakby wiedział, że kiedyś przyjdzie czas żeby zmierzyć się z uczuciami, o których opowiada ten utwór. Szept, powalający bardziej niż krzyk. Krzyk uwalniający złość i nienawiść. Monorecytacja wynikająca z rezygnacji i pogodzenia się z losem. Życzenie najgorszego swoim demonom przeszłości i płacz w czterech, zamkniętych ścianach. Rozpamiętywanie porażek i niepowodzeń. Lizanie własnych ran, które wciąż krwawiły. Wyciszenie przed zebraniem sił.

To wszystko znalazł w tym utworze. Choć w chwili, w której go usłyszał po raz pierwszy nie doświadczył tych uczuć, zdołał poznać ich namiastkę. Powąchał kwiat, nie dotykając go. Nie wiedząc, że jego kolce, prędzej czy później go zranią.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz